bsoai.fora.pl



Forum bsoai.fora.pl Strona Główna Hydepark / Wasza twórczość Powieść moja 8)
Obecny czas to Śro 16:42, 08 Sty 2025

Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat
Autor
maximussolini
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pon 16:58, 09 Sie 2010

Wiadomość
Powieść moja 8)
Niektórzy mogą znać już moje opo z forum HNS, więc więcej radości będą mieli z niego nowi userzy Cool Aha jest nowy chapter, więc starzy wyjadacze niech zjadą na sam dół Cool


PROLOG


-Ciemno, strasznie ciemno...

Otworzyłem oczy i nie zobaczyłem nic...
Ile dni już tu siedzę? Cztery? Siedem? Dziesięć? Wiem tylko, że
długo...

Nie jadłem tak dawno, że żołądek zaczął mi przyrastać do
kręgosłupa. I za co to? Za to, że powiedziałem kilka słów prawdy?
Za to, że postawiłem się naszej władczyni? Czy za to, że zbiłem
szybę w drzwiach do jej królestwa? Naprawdę nie wiem...

Obok coś się poruszyło. Wzdrygnąłem się, ale nie gwałtownie.
Każdy hałas mógłby wzbudzić ich uwagę, a wtedy przypomnieliby sobie
o mnie i od razu tu przyszli...

-Petrov, to ty?

Zszokowało mnie to. A jednak był tu ktoś jeszcze. Poznałem go po
głosie. To był Johny, z racji swojej postury nazywany przez nas
"Baryła". Byłem trochę znudzony, więc podjąłem jego próbę
rozpoczęcia konwersacji...

-A więc ty też tu wylądowałeś?

-No.

-A za co?

-Za głupotę. Zniszczyłem kwiatki rosnące pod oknem Królowej.

-Oszalałeś? Nie wiesz jak bardzo jej na nich zależało? Stałeś się
właśnie wrogiem publicznym numer jeden! -Szybko ucichłem, bo dało
się słyszeć w oddali odgłos kroków. Obaj wstrzymaliśmy oddech,
dopóki kroki nie ustały.

-Zrobiłeś to przynajmniej w jakiejś słusznej sprawie, czy to
było tylko tak dla zwrócenia jej uwagi? -zapytałem.

-No coś ty -odpowiedział -przecież wiesz, że ja nie robię nic
bez planu. Miałem za zadanie zamontować podsłuch w komnacie
Królowej, ale zostałem zauważony, gdy podkradałem się pod okno.

-Niesamowite, to ty się umiesz podkradać? -prychnąłem cicho.
Baryła mógłby próbować się podkraść niezauważenie tylko podczas
egipskich ciemności, w pobliżu startującego samolotu, a i tak by go
pewnie zauważyli -Żałuję, że tego nie widziałem.

-Żałuj. Byłem jak tygrys, skradający się żeby upolować antylopę.
Dookoła żadnej przeszkody za którą można by się schować, a ja
przyczajony, wśród traw, czołgałem się pod okno...

-To ty się umiesz czołgać? Widzę, że wielu rzeczy jeszcze o
tobie nie wiem -Taa, on i "czołganie się". Raczej "turlanie się".
Powoli zacząłem się domyślać, jak zniszczył te kwiaty...

-Pewnie że nie wiesz. O czym to ja...aha. I wtedy jak byłem już
pod samym oknem, wyjrzałem po tajniacku zza parapetu i nagle
zobaczyłem ją. Jej twarz była jakieś dwadzieścia centymetrów ode
mnie, i wyglądała na mocno zaskoczoną...

Pomyślałem, że też bym był zaskoczony, gdyby ktoś walcem
przejechał po moich kwiatkach.

-No i ona wtedy w wrzask, a ja niewiele myśląc chodu, tylko że
nie mam za bardzo kondycji i na koniec końców wylądowałem tutaj...

-Oj ty biedaku, Jak stąd wyjdziemy, to trzeba będzie popracować
nad twoją kondycją.

-Ale czy wyjdziemy?

-O to się nie bój, już ja coś wymyślę -Natychmiast umilkłem, bo
dźwięk kroków zbliżał się...

-Petrov, boję się...przytulisz mnie?

-A spróbuj tylko się do mnie zbliżyć, to jeśli przeżyjesz ich
tortury, to ja cię zabiję.

Dźwięk nasilał się. Czyżby już wiedzieli? Szybko, jak na nich.
Zdecydowanie za szybko...mam złe przeczucia.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wpadło oślepiające
światło. Odruchowo zasłoniłem oczy, a przez półprzymknięte powieki
widziałem zarys postaci, oblany jaskrawymi promieniami słońca. Pot
ściekł mi z czoła, a dreszcz przebiegł po plecach. Po odstających
uszach i łysej, odbijającej światło czaszce, wiedziałem kto to:
Balrog. Sługa sił ciemności i najlepszy żołnierz królowej. Gorzej
nie mogliśmy trafić. Nasza przyszłość nie malowała się różowo...

-Tu jesteście bachory jedne. Za te wasze wybryki, powinniście
dostać batem po łapach! Niestety wykonuję tu tylko polecenia, więc
macie szczęście. A teraz Do Pani dyrektor marsz!


3 kwietnia - Środa = Rozdział 1

-Ja was nie rozumiem! W całej szkole jest dwustu sześćdziesięciu
czterech uczniów, a tylko z wami mam tyle problemów co z całą
resztą razem wziętą!...

Jestem Petrov. Jednak w świecie w którym przyszło mi żyć i
dojrzewać, mam założoną teczkę z moimi danymi, które zawierają moje
prawdziwe imię i nazwisko: Piotr Łajza. Nazwisko odziedziczyłem po
rodzicach, imię zaś po ojcu. Nie żebym na nie narzekał, ale
nazwisko mogłoby być lepsze. Wyobrażacie sobie gimnazjalistę z
takim nazwiskiem, chodzącego do klasy pełnej osiłków i tapeciar?
Poza tym nie wiecie, jak to jest, jak ktoś woła do ciebie na środku
korytarza po nazwisku. Same problemy, zero zalet...

Janusz Onuca alias Johny alias Baryła. Mieszkaniec pobliskiego
osiedla z ciałem pełnym miłości swojej babci. Miłość ta przejawia
się codzienną porcją pulpetów, cukierków i lodów, jakie przynosił
ze sobą do szkoły, zamiast książek, które nie mieściły się w
plecaku, ze względu, na przenośną, turystyczną lodówkę na lody i
cukierki.

-Czy wy w ogóle rozumiecie co się do was mówi?!...

Ta krzycząca poczwara, to nasza dyrektorka. Z racji jej władzy w
tej szkole, nazywamy ją Królową. Królowa codziennie pracuje ciężko,
żeby każda z jej pszczółek również pracowała ciężko i wracała do domu z
wielkim zapasem miodu tzn. wiedzy. Wszelkie przejawy
niesubordynacji surowo karze i piętnuje publicznie, ku uciesze
zgromadzonej gawiedzi.

-Pani dyrektor, gdyby tylko zatwierdziła pani moje metody
działania, na pewno nie zdarzałoby się to tak często...

Ta łysa pała pilnująca przy drzwiach żebyśmy nie nawiali podczas
przesłuchania, to facet-od-wszystkiego, w większości kultur znany
jako woźny. Jego pseudonim artystyczny "Balrog" wziął się od tego,
że kiedyś zasnął w palarni z papierosem w ręce i ten papieros mu
wypadł na stos drewna leżący na podłodze. Drewno zaczęło się
chajcować, a Balrog zaczął skakać po tym drewnie, żeby ugasić
ogień. Z opowieści sprzątaczek, które przybiegły, żeby sprawdzić co
się dzieje, wyglądało to, jakby odtańcowywał jakiś demoniczny
taniec ognia wykrzykując mroczne zaklęcia.

-Kolejny raz Panu powtarzam, że w naszej szkole nigdy nie będzie
kar cielesnych. To niehumanitarne, poza tym nie pamięta Pan, jak to
było, gdy zbił Pan jednego z uczniów za malowanie po ścianach?
Gdyby nie udało mi się załagodzić sytuacji, z jego rodzicami,
mielibyśmy proces o naruszenie nietykalności osobistej.

-Ale to była wina tego gówniarza. Przecież wyraźnie pisało:
"Proszę nie malować po ścianach", a ten mały dopisał: "A można coś
narysować? 8P". Każdemu by wtedy puściły nerwy...

-Rozumiem, Państwa zdenerwowanie, ale skoro nie doszliście
jeszcze do porozumienia, to może zostawilibyśmy was samych, a wtedy
sobie porozmawiacie na spokojnie? -zapytałem

-Milczeć -wydarła się Królowa -Ty masz tutaj najmniej do
gadania. Jak mogłeś wsypać środek na przeczyszczenie do kawy
profesora Edmunda? Do tego musiał załatwiać się do pisuaru, bo
wszystkie ubikacje były pozamykane. Jak to wytłumaczysz?

-No bo widzi Pani...Ja chciałem posłodzić Panu profesorowi tą
kawę, bo miał taki gorzki wyraz twarzy, ale musiałem pożyczyć od
higienistki złe pudełeczko i tak jakoś wyszło. A o toaletach nic
nie wiem. Nawet nigdy tam nie byłem.

-Naprawdę? Bo ja wiem że to twoja robota. Wiesz dlaczego?

-Nie mam pojęcia, ale na pewno się pani ze mną tym podzieli,
prawda?

-Za dużo sobie pozwalasz młodzieńcze -wyjechał na mnie Balrog

-Spokojnie -uciszyła go ręką Królowa -Wiedz, że zostałeś
zauważony, przez jednego z uczniów, jak wchodziłeś do łazienki dla
nauczycieli.

-Przez którego? Chciałbym mu osobiście pogratulować za
spostrzegawczość.

-To miło z twojej strony, ale tego się nie dowiesz. Już ja wiem
jak by wyglądały te twoje podziękowania. Bardziej martw się o
siebie. Jutro punktualnie w południe chciałabym się widzieć z
twoimi rodzicami. I to obojgiem! Oczywiście twoje zachowanie
zostanie przestawione na piątkowym apelu, a ocena z niego zostanie
obniżona. Rozumiemy się Piotrze?

-Tak jest Pani dyrektor! Chciałbym jeszcze zauważyć...

-Dość! Z tobą już skończyłam! Możesz wyjść. A z Panem Januszem
mamy jeszcze do pogadania -Baryła zatrząsł się lekko słysząc swoje
imię.

-Na pewno nie chce Pani ze mną jeszcze podyskutować?

-Na pewno

-Ale tak już na sto procent, żebym nie musiał potem wracać, no
bo to jednak daleko, a ja nie lubię dużo chodzić, więc...

-WYJDŹ!

-Tak jest!

Wziąłem swój plecak i szybko udałem się do drzwi. Baryła
piszczał cicho, a Balrog stojąc przy drzwiach spojrzał na mnie,
szczerząc zęby i posłał mi spojrzenie które zabija. Udałem, że
mnie to przeraziło, żeby mu sprawić przyjemność i szybko wyszedłem.
Trochę nam to zeszło, więc w szkole już nikogo nie było. Słońce
niedługo miało schować się za horyzontem, a ja musiałem jeszcze
dzisiaj powiadomić rodziców o nieuniknionej jutrzejszej wizycie, w
sprawie mojego karygodnego zachowania w stosunku do nauczyciela
fizyki. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie minę Edmunda, gdy
proszki zaczęły działać.

-Ciekawe czy już wyszedł? -powiedziałem do siebie -może by go
odwiedzić?...eee, niektóre rzeczy wymagają skupienia. Nie będę mu
przeszkadzał.

Chichocząc wyszedłem ze szkoły i udałem się do domu. Walka z
systemem jest ciężka, więc jutro muszę być wypoczęty.


3 kwietnia - nadal środa, tyle że wieczorem = Rozdział 2

Kolacja mijała jak zwykle spokojnie: Ojciec jadł obiad odgrzany
w mikrofali, popijając go mocną kawą, a matka zjadała kanapki z
sałatą, bo ostatnio przybrała na wadze dwadzieścia deko które
bardzo jej przeszkadzały, bo nie czuła się przez nie atrakcyjna. Ja
siedziałem nad moimi kanapkami z masłem orzechowym i zastanawiałem
się jak im delikatnie powiedzieć, że jutro będą musieli udać się do
szkoły, w celu porozmawiania o moim zachowaniu z Królową. Kończąc
ten ostatni posiłek skazańca, wziąłem głęboki oddech i
powiedziałem:

-Mam sprawę. Mianowicie...

-Coś znowu zbroił? -Ojciec nie zostawił mi śladu złudzeń, co do
złagodzenia wyroku -Ten twój oficjalny styl mnie nie zmyli. Mów
szybko o co chodzi, bo mi kawa stygnie...

-Tak więc...chodzi mi o to...że... -Piotrze... -że macie jutro
punktualnie w południe, zjawić się w gabinecie dyrektorki, żeby
podyskutować na temat mojego zachowania w szkole.

-Rozumiem...to wszystko?

-Tak jest!

-W takim razie możesz już iść. Kiedy przyjdę do ciebie za pół
godziny, masz już spać. I tym razem sprawdzę twój oddech i puls,
więc mnie nie oszukasz. Odmaszerować!

Niewiele myśląc szybko wszedłem na piętro i udałem się na
spoczynek. Gdy ojciec był w takim humorze, lepiej było z nim nie
dyskutować...właściwie on zawsze był w takim humorze. Wszytko przez
pracę. W końcu bycie dyrektorem firmy sprzedającej klamki nie może
być inne. Liczba wariatów na świecie stale rośnie i niedługo, nikt
już nie będzie potrzebował klamek do drzwi... Nie było czasu na
dalsze przemyślenia. Jeżeli naprawdę chciał sprawdzić mi puls, to
lepiej, kłaść się od razu. Ległem na tapczanie, zamknąłem oczy i
wsłuchiwałem się w miarowy dźwięk zegarka: tik-tak, tik-tak,
tik-tak...

Miałem sen. Śniło mi się, że leciałem nad miastem, razem z ptakami
i obserwowałem wszystko z góry. Jakieś dziecko wypuściło balon,
który zaczął unosić się wysoko, coraz wyżej. Złapałem go i
wylądowałem na ziemi, oddając go dziecku. Było szczęśliwe i
uśmiechało się do mnie, pokazując mi swoje braki w uzębieniu.
Pożegnałem się i znów uniosłem się w powietrze. Z daleka, zobaczyłem budynek szkolny, park, ratusz i nawet mój dom, stojący trochę dalej za blokami. Na ratuszu dochodziła godzina dwunasta. Czy to dzisiaj moi rodzice mieli się spotkać z Królową? Mógłbym to sprawdzić. Nawet jeśli ich tam nie będzie, to przynajmniej pobawię się trochę z Panią dyrektor i jej zarośniętym ogródkiem. Podróż zajęła mi kilkanaście sekund. W międzyczasie, zaczęło padać. Ciemne chmury nadciągnęły szybko i kumulowały się na niebie nad miastem. Za chwilę lunął deszcz, a w oddali pojawiły się pioruny.

-Teraz pewnie ten piękny sen zamienia się w koszmar. Wiedziałem, że było zbyt pięknie...

Mimo to podleciałem do szkoły, pod oknem dyrektorki przykucnąłem i dyskretnie wyjrzałem zza parapetu. Z racji panujących tu i ówdzie ciemności, w pokoju paliło się światło. Dyrka siedziała przy biurku i żywo gestykulowała, a rodzice po przeciwnej stronie, udawali że ją słuchają.

-Państwa syn jest nieznośny. Nie wiem po kim on to ma, ale należało by z tą osobą porozmawiać i spróbować wpłynąć na jej zachowanie...

-Ech...przecież z tobą rozmawiają. Niestety ty jesteś niereformowalna i chyba tylko izolatka by ci pomogła...albo jakiś chłop.

Rozmowa się przeciągała. Ona cały czas mówiła i narzekała na mnie, a moi rodzice się przyglądali i co chwila kiwali głowami. Pewnie do tego przywykli, bo byli wzywani przynajmniej trzy razy w miesiącu, bez jakiegoś specjalnego powodu.

Nagle gdzieś w pobliżu trzasnął piorun. Z pobliskiego transformatora posypały się iskry i momentalnie w gabinecie zgasło światło. Królowa była trochę zdenerwowana, bo przerwało to jej aktualnie wypowiadany monolog na temat złego wpływu oranżady na zachowanie młodego człowieka, ale od rodziców dało się słyszeć wyraźny oddech ulgi. Jednak przy następnym uderzeniu pioruna w pokoju przez chwilę zrobiło się jasno. Zauważyłem wtedy stojącą przy drzwiach postać. Miała długi płaszcz i nasunięty na głowę kaptur. Ręce schowane w rękawach, zwisały luźno wzdłuż ciała. Było w nim coś przerażającego, ale nie wiedziałem co. Przy następnym błysku jego ręce się uniosły...po następnym wszyscy w pokoju zniknęli...Mama, tata, Królowa...zniknęli. Tylko on nadal tam stał, tym razem ze złożonymi rękami. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W gabinecie panowała całkowita cisza. Słychać było tylko szum deszczu i wodę przelewającą się z dachu do rynny i z rynny na ziemię. Ta cisza była nieznośna. Wstałem i starałem się przebić wzrokiem, przez gęsty mrok, spowijający cały pokój. Nagła błyskawica oświetliła niebo, i gabinet...tuż przede mną stała zakapturzona postać i patrzała się na mnie. Jednym ruchem ręki ściągnęła kaptur i ukazała mi swoją twarz. Zacząłem krzyczeć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk...

Obudziłem się zlany potem. Pidżama lepiła się do mnie, włosy miałem całe mokre, a przed oczami miałem nadal jego twarz...twarz naszego woźnego...


4 kwietnia - Czwartek = Rozdział 3

-No mówię ci, naprawdę widziałem to we śnie!

-Jaasne. Żebyś ty widział co mi się wczoraj śniło, to by ci szczęka opadła

-Tak? A co ci się śniło mądralo?

-Wykoleił się pociąg z cukierkami tuż koło mojego bloku. Od razu wybiegłem z domu i zacząłem się w nich tarzać. Ach ten słodki zapach...mniam, ale się głodny zrobiłem. Ciekawe co dzisiaj mi babcia zapakowała...

-Ty śniłeś o pierdołach, a mój sen był cholernie realistyczny!

-Dupa, a nie realistyczny! -powiedział z wyrzutem Baryła, otwierając lodówkę -Woźny wszedł do gabinetu Królowej i wszystkich wymordował. Tjaa...

-Nie wymordował, tylko sprawił, że zniknęli. Balrog może mieć jakieś nadprzyrodzone moce, a my nic o tym nie wiemy.

-Za dużo telewizji się naoglądałeś. Nie ma czegoś takiego jak nadprzyrodzone moce. To tylko sztuczki podobne do tych, jakie wykonują iluzjoniści na scenie, przy swoich marnych występach.

-Gadaj zdrów! Wiem co widziałem i podejrzewam, że to był proroczy sen. Dzisiaj w południe podkradnę się pod okno i będę obserwował. Złapię go na gorącym uczynku, a wtedy już mi się nie wywinie.

-Czekam na to z niecierpliwością. O dwunastej w południe, mamy lekcję fizyki. Ciekawe jak zamierzasz się z niej zwolnić, bo Edmund na pewno cię nie puści.

-Tak myślisz? No to poczekaj.

Baryła zachowywał się jak jakiś wszystkowiedzący profesor, chociaż oceny miał znacznie gorsze od moich. Zostawiłem go sam na sam z nóżką kurczaka, zapakowaną przez jego babcię. Zacząłem obmyślać sposób na zwolnienie się z lekcji. Akurat co do tego, grubas się nie mylił. Edmund po wczorajszym numerze na pewno mnie nie wypuści, choćbym go błagał na kolanach. Do tego założę się, że szykuje się do rozstrzelania mnie pod tablicą...

Przechadzając się po korytarzu zauważyłem, jak jeden z nauczycieli drze się niemiłosiernie na jakiegoś kolesia, za którym stoi schowana dziewczyna. Tak się akurat złożyło, że ten koleś chodził do mnie do klasy. Mało kto pamiętał jego imię, włącznie z nim. Ci co go znali, nazywali go Drąg. Ale dziewczyny i chłopaki mieli zupełnie inne skojarzenia co do jego przezwiska. Jako że nie lubię się nikomu podporządkowywać, nazywałem go po prostu "Fujara". Jak dla mnie to bardziej odzwierciedlało jego osobowość. Urywki jakie dochodziły do mnie z wywrzaskiwań belfra, mówiły coś o stosunkach, wieku, niemoralności i zabezpieczeniu...chyba wiem do czego pił...

Dźwięk dzwonka wyrwał mnie z zamyślenia. Nauczyciel również się obudził i grożąc im palcem, oddalił się pośpiesznie w swoją stronę. Fujara, tylko się uśmiechnął, objął dziewczynę w pasie i zaczął mówić jej coś do ucha. Wyglądało to bardzo zachęcająco, ale lekcja fizyki nie mogła czekać...

Do klasy wbiłem się w ostatniej chwili, gdy Edmund zamykał już drzwi.

-No proszę proszę. A kto tu przychodzi na moją lekcję?

Postanowiłem od razu wprowadzić w życie mój plan opuszczenia w połowie lekcji fizyki:

-Ja. Pomyślałem, że smutno by było panu beze mnie, więc postanowiłem się pofatygować.

-Bez żartów. Właź i od razu siadaj w ławce. Mam nadzieję że wczoraj wykułeś całą książkę, bo dzisiaj cię z niej odpytam. Osobno z każdego działu.

-Pan profesor jak zwykle nieugięty. Będę zaszczycony, móc podzielić się z Panem moją wiedzą z zakresu fizyki.

-Ja również się cieszę -odpowiedział, po czym usiadł przy biurku i zaczął sprawdzać obecność

-Piotrek... -Zacząłem rozglądać się wokół szukając źródła dźwięku... -Za tobą dwie ławki do tyłu...

Obejrzałem się. To z Kuni wydobył się dźwięk mojego imienia.

-Miałbyś chwilę po lekcjach?

Skąd wiedziałem, że o to jej chodzi? Od kiedy tylko przyszedłem do tej klasy, od razu stałem się jej obiektem pożądania. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że Kunia wyróżniała się ze wszystkich dziewczyn swoją nieziemską pasztetowością. Każdy kto przechodził koło niej, był przyciągany przez jej odpychający wygląd: Przetłuszczone włosy do ramion zaplecione w kitkę, okulary z takimi soczewkami, że kto jej spojrzał w oczy, od razu przypomniał sobie o żabie, czy innym płazie, dwa przednie królicze siekacze, które nawet schowane, zdawały się przebijać przez cienką warstwę bladej, prawie białej skóry.

-Wybacz -odpowiedziałem -ale w tej chwili ważą się moje losy w tej klasie i nie chcę się rozpraszać.

-Dobrze, przepraszam...

Jedna sprawa z głowy. Została mi jeszcze jedna...

-Piotr Łajza, do odpowiedzi! -wykrzyknął Edmund spoglądając na mnie z ironicznym uśmieszkiem -nadszedł czas sprawdzenia twojej wiedzy.

Wstałem i nie spiesząc się podszedłem do biurka

-A gdzie twój zeszyt? -zapytał

-Tutaj -odpowiedziałem i podałem mu kartkę z ostatnią lekcją

-To jest twój cały zeszyt?!

-Oczywiście że nie. To tylko wersja demo. Za pełną musi Pan zapłacić.

W tym momencie poczułem, że trafiłem w sam środek. Edmund poczerwieniał na twarzy i zmiął kartkę w bezsilnej złości.

-Nie myśl że twoje głupie żarty coś ci pomogą -wycedził przez zęby -to ja tu jestem górą...

-A ja doliną -odpowiedziałem rezolutnie, uśmiechając się niewinnie -I w żaden sposób nie chcę sobie pomagać.

-Łajza! Moja cierpliwość się kończy!

-Moja też. Niech pan już zacznie z tym odpytywaniem, bo mi kisiel stygnie.

-Masz kisiel? Daj trochę... -odezwał się ktoś z klasy

-Onuca spokój, bo będziesz następny!

Edmund wziął głęboki oddech i powiedział:

-No dobrze. Zostawmy w spokoju ten kisiel i ten zeszyt. Powiedz mi trzy zasady dynamiki Newtona.

-No to pierwsza będzie...Ciało puszczone w ruch, puszcza się cały czaaas...druga...

-Łajza, czy ty jesteś idiotą?

-Jak Pan na to wpadł? A ja tak starałem się to ukryć -po klasie przebiegły pojedyncze śmiechy.

-Przepraszam, czy ty robisz ze mnie debila?!

-O właśnie! Nie wiedziałem jak to nazwać, ale Panu się udało to tak zgrabnie ująć. Normalnie brak mi słów. -W tym momencie klasa przestała kryć swoje rozbawienie.

-Łajza...

-Tak jest, szanowny Panie profesorze, którego wszyscy tu znamy i uwielbiamy. O co chodzi?

-Do...Pani...dyrektor...migiem!

-Rozumiem doskonale co Pan profesor ma na myśli! Już lecę -I wybiegłem z sali zadowolony, bo poszło znacznie łatwiej niż się spodziewałem.

Do południa miałem jeszcze pięć minut, więc nie musiałem się spieszyć. Niezauważony wymknąłem się ze szkoły i zaczaiłem się pod oknem Królowej. Jej okno wychodziło na tyły szkoły, więc nie martwiłem się, że ktoś mnie przyuważy. Siedziałem skulony obrywając listki z coraz to nowych kwiatków i słuchając pracującego wentylatora, aż usłyszałem jak drzwi do gabinetu otwierają się, a dyrka mówi:

-Dziękuję, że szanowni państwo przyszli. Proszę usiąść.

Nie odważyłem się zajrzeć przez okno, z racji wspomnień ze snu z zeszłej nocy, więc siedziałem dalej i starałem się upewnić, czy to aby na pewno chodzi o mnie...

-Państwa syn jest nieznośny. Nie wiem po kim on to ma, ale należało by... -tak to o mnie. Nerwowo patrzałem na niebo, czy czasem nie zbliżają się jakieś czarne chmury, zwiastujące burzę, ale dostałem tylko mroczków przed oczami, od palącego niemiłosiernie słońca.

-To chyba naprawdę był tylko zły sen -pomyślałem

Nagle wentylator przestał pracować. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby dyrka się nie odezwała:

-Cholera, znowu prąd nam odłączyli. Ileż można?...

Żołądek podskoczył mi do gardła. Tknięty złym przeczuciem uniosłem się lekko i wyjrzałem zza parapetu. Rodzice i Królowa siedzieli tak samo w moim śnie. Zdenerwowany obserwowałem z przerażeniem pokój i czekałem na jego wejście. Co zrobi? Jak wejdzie?

Nagle ktoś złapał mnie za kołnierz i uniósł w górę.

-Pani dyrektor! Proszę zobaczyć kogo znalazłem pod oknem...


Nadal 4 kwietnia - i ciągle czwartek = Rozdział 4

-Dzień dobry Pani dyrektor -powiedziałem z rozbrajającą
szczerością -Nie będzie Pani miała nic przeciwko, jak trochę tu
pobędę i przysłucham się tym oszczerstwom na mój temat?

Balrog okazał się zwykłym chu***, a nie demonem z
nadprzyrodzonymi mocami. W podskokach, szczęśliwy że mógł się na
coś przydać, zaciągnął mnie do Królowej i ukłoniwszy się wyszedł.

-Będę miała. Tak się składa drogi Piotrze, że w tej chwili trwa
lekcja, a ty powinieneś w niej uczestniczyć.

-Ale to się właśnie świetnie składa, bo jak powiedziałem
profesorowi Edmundowi o wizycie moich rodziców, był tak miły, że
zwolnił mnie z lekcji, żebym też mógł wziąć w tym udział.

-Co ten profesor sobie myśli? Cóż...Skoro tu jesteś, to od razu
przekażę ci propozycję rozwiązania tej sprawy, jaką ustaliliśmy z
twoimi rodzicami.

-Zamieniam się w słuch.

-Tak więc od początku. Domyślasz się które to już twoje
wykroczenie w tym roku szkolnym?

-Niestety straciłem rachubę.

-Możesz wierzyć lub nie, ale jest to twoje sześćdziesiąte ósme
wykroczenie, co umacnia twoją pozycję na liście najbardziej
problemowych uczniów tej szkoły.

-Nie może być!

-Piotrze -odezwał się ojciec -przestań ironizować i słuchaj

-Okej, nie ma sprawy

-Dziękuję. Więc wracając do sprawy, jesteś najgorszym uczniem w
historii tej szkoły. Dłużej takiego zachowania znosić nie będę.

-Idzie Pani na emeryturę? Hura! Gratuluję, że wreszcie się Pani
zdecydowała na ten krok. W Pani wieku...

-Piotr!

-No przecież słucham. Nie czepiaj się tak tato.

-Dziękuję. Wracając do sprawy, powiem krótko: Przenosimy cię do
szkoły specjalnej, dla uczniów sprawiających problemy wychowawcze.

-Nieee...serio?

-Tak. Od poniedziałku, razem z dziewięcioma innymi uczniami,
będziesz miał okazję poznać co to jest dyscyplina, powaga i kultura
osobista.

-Tato, naprawdę się na to zgodziłeś?! -zapytałem zdenerwowany
-Nie mów, że dałeś się zmanipulować, przez tą starą krowę?!

-Powiedziałem dość! Zobacz do jakiego stanu doprowadziłeś matkę!

Spojrzałem na matkę...wyglądała tak jak zawsze: Milcząca, smutna
i obracająca w ręce licznik kalorii. Tak dawno do mnie nic nie
mówiła, że zapomniałem jaki dźwięk ma jej głos.
Zwyczajnie...przestałem na nią zwracać uwagę.

-No dobra, rozumiem. Przepraszam za moje zachowanie, ale skąd
mogłem wiedzieć, że coś wam się w nim nie podoba, skoro nawet
słowem się do mnie nie odezwaliście na ten temat? Poza tym, po co
od razu takie ciężkie armaty wytaczać? Nie mógłbym zwyczajnie
porozmawiać z psychologiem, czy innym lekarzem od głowy? Od razu
szkoła specjalna?!

-Nie mam już do ciebie cierpliwości -odpowiedział -Skoro Pani
dyrektor mówi, że tak będzie dla ciebie najlepiej, to ja się z tym
zgadzam. A ty kochanie?

Mama nie odpowiedziała nic.

-O widzisz? Matka też się zgadza. Tak więc synu ciesz się tą
chwilą wolności, bo od poniedziałku, czeka cię rygor i dyscyplina.
Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy.

Choć trudno w to uwierzyć, moja sytuacja z gównianej, zrobiła
się jeszcze bardziej z dupy. Szkoła specjalna. No pięknie. Trzeba
będzie od nowa obeznać się z terenem, podporządkować sobie
nauczycieli, a do tego to wszystko w jeszcze bardziej nieprzyjaznym
środowisku niż dotychczas. Ale ze mnie Łajza...

Do klasy nawet nie wróciłem. Powlekłem się na świetlicę i
starałem się wyglądać na jak najbardziej sponiewieranego przez los
i wygłodzonego chłopaka, żeby wyłudzić coś do żarcia. Sprzedawczyni
od razu mnie spostrzegła i od razu zrobiło jej się smutno
(niektórymi się łatwo manipuluje). Już podchodziła do mnie z bułką,
już miałem ją wziąć do ręki, gdy usłyszałem szybko zbliżający się
głos:

-Proszę mu nic nie dawać! On wcale nie jest taki biedny. Tylko
tak udaje.

Sprzedawczyni cofnęła się do tyłu i spojrzała na mnie swoimi
zwykłymi, chytrymi oczami i pokazała mi środkowy palec, po czym
wróciła za ladę.

-Co myślałeś? Że dostaniesz żarcie za friko? Nie ze mną te
numery! (niektórych do dzisiaj nie udało mi się rozgryźć)

Jak myślicie? Kim była ta nieokiełznana bestia, psująca mi całe
przedstawienie? Oczywiście to ta łysa pała Balrog! Od razu posłałem
mu spojrzenie typu: uważaj-na-ciemne-uliczki.

-Biedaczek chce sobie coś jeszcze przekąsić za friko, zanim go
deportują? A może soczku? Albo jogurciku?

-A może byś się odpierdolił?

-Oj co za wulgarny język -odpowiedział szyderczo -Będę musiał o
tym donieść Pani dyrektor...o zapomniałem, że jej to już nie będzie
dotyczyło, bo od poniedziałku zajmie się tobą ktoś doświadczony,
kto takich jak ty ma wyćwiczonych do perfekcji.

Ta łysa pała musiała się czaić pod oknem i podsłuchać wszystko
na mój temat...no jasne. Ten dziadu przychodziła tam na każde
spotkanie, żeby wiedzieć co w trawie piszczy. Na moje nieszczęście,
tym razem byłem szybszy, więc zająłem mu miejsce. Ha! Ciekawe...

-A wie Pan, że to nieładnie jest podsłuchiwać czyjeś rozmowy? Co
będzie jeżeli powiem o tym Pani dyrektor?

-Myślisz, że ci uwierzy? Twoje słowo przeciwko mojemu. Słowo skazańca, kontra słowo uczciwie pracującego starszego człowieka. Jak sądzisz? Czyje będzie na wierzchu?

Zacisnąłem pięści. Miał gnój rację. Teraz moje słowa znaczyły tyle co nic. Upadłem tak nisko, że nawet Rów Mariański, to przy mnie dołek na kupkę dla kotka. Mam jeden dzień, żeby jakoś uratować sytuację. Dzisiaj już nic nie zdziałam, ale jutro kto wie. Jeżeli nie wymyślę czegoś przełomowego, to nie mam szans na wygraną...

Zabrzmiał dzwonek na przerwę. Świetlica zaczęła zapełniać się uczniami, którzy nieświadomi niczego przyszli się obżreć i opić, a potem jak gdyby nigdy nic wrócić na lekcję lżejsi o kolejne pieniądze, zostawione w kasie szkoły...kasie szkoły...kasie...szkoły...hmmm.

-Miałem...kiedyś...psa,...który...wabił...się...Bingo!


I wciąż 4 kwietnia - poza tym nadal jest czwartek, tyle że jest 11 w nocy = Rozdział 5

Plan był ryzykowny i głupi, ale nie zdołałem wymyślić nic lepszego, mając nóż na gardle. Gdybym tylko przysłużył się jakoś Królowej i pokazał, że jest ze mnie jakiś pożytek, to nie przenosiłaby mnie do innej szkoły. Moją kartą przetargową miało być zauważenie, jak przy każdym spotkaniu z rodzicami Balrog kuca pod parapetem gabinetu i przysłuchuje się rozmowie. Argument słaby, ale trzeba spróbować. Niestety moje słowo nie liczyło się już wcale, więc musiałem wyrównać trochę szanse. W skrócie: Udupić go. Jeżeli jego wiarygodność upadnie, będziemy na równym poziomie, a wtedy wystarczy tylko puścić farbę na jego temat i bitwa wygrana. Świetlica prosperowała świetnie i codziennie zgarniała spore zyski. Każdego dnia, sprzedawczyni zanosiła zarobione pieniądze do dyrektorki, która chowała je w bezpiecznym miejscu. Na jej nieszczęście doskonale wiedziałem gdzie to jest. Teraz wystarczyło tylko je zwinąć i podrzucić woźnemu. Gdy jutro Królowa przyjdzie do szkoły, i zajrzy do skrytki, pieniędzy nie będzie. Ona spanikowana zadzwoni po policję, która wszystkich przesłucha, a na miejscu zbrodni znajdzie kawałek Pana woźnego. Doskonały plan...chyba.

-Szkoła w nocy wygląda jeszcze straszniej niż za dnia.

Stałem w ciemności przed zamkniętym wejściem i patrzyłem na zaciemniony budynek szkoły. Wszystko pogaszone, nawet latarnie dookoła się nie świeciły.

-Zapowiada się ciekawie...

Rozejrzałem się dookoła czy nikogo nie ma i szybko przelazłem przez ogrodzenie. Nie było jakieś szczególnie wysokie, ale przez panującą ciemność nie bardzo widziałem czego się złapać. Gdy tylko stanąłem na ziemi, przykucnąłem i po cichu ruszyłem w stronę szkoły. Gdy dotarłem do frontowych drzwi, były zamknięte na łańcuch z wielką kłódką

-Po co im takie zabezpieczenia? Przecież i tak nie ma tam nic wartościowego. Nawet komputery chyba z muzeum zwinęli...

Nie było co się szarpać. Kłódka była całkiem nowa, więc nie było co się z nią siłować. Odpuściłem sobie skradanie, bo skoro nawet w dyżurce nie paliło się światło, to nie sądzę, żeby ktokolwiek był w szkole. Truchcikiem pobiegłem na tyły szkoły i podszedłem do okna Królowej. Jeszcze dla pewności sprawdziłem czy nie otwarte...no niestety. Gdyby wszystko było takie proste, to w tej chwili siedziałbym w czterdziestopiętrowym budynku i liczył kasę z kolejnej udanej transakcji.

-Czas zobaczyć, czy to naprawdę działa -powiedziałem do siebie i wyjąłem z plecaka taśmę klejącą. Wykleiłem na szybie w pobliżu klamki mały kwadrat i przeżegnałem się. Podniosłem z ziemi kamień i uderzyłem w środek kwadratu. Szyba zatrzeszczała, ale nie pękła. Uderzyłem znowu. Nadal nic. Jeszcze raz...znów to samo...

-No cholera! Niech cie szlag! -krzyknąłem i trzasnąłem kamieniem z całej siły. Cała szyba rozpadła się na kawałki wpadając do gabinetu i zaśmiecając podłogę odłamkami. Kawałek oklejonej szyby dyndał jak gdyby nigdy nic tam gdzie przedtem, a ja stałem z otwartą gębą, trzymając kamień w ręce.

-To są kpiny! I jak człowiek może kształtować swoją przyszłość, skoro tu takie cyrki się wyprawiają?

Wyrzuciłem kamień i przelazłem przez okno, uważając na odłamki szyby sterczące tu i ówdzie. Księżyc wyglądając zza chmur, rzucił trochę światła do pokoju. Wyglądał tak samo jak zwykle, tylko tak jakoś...pusto. Zawsze jak tu byłem, to coś się działo: Chodził wentylator, z głośnika wydobywała się jakaś wiejska muzyka, a królowa wydzierała się na mnie i bezwiednie kiwała nogą w rytm muzyki, rybka w akwarium pływała tam i z powrotem, żeby zabawić mnie podczas opieprzu. W nocy to wszystko traci cały swój urok...

-Co to za wspominki sobie tu urządzasz -powiedziałem do siebie -robota jest. Później się będziesz nas sobą użalać.

Omiotłem jeszcze raz pokój wzrokiem i skierowałem się do szafki stojącej blisko drzwi i otworzyłem ją. W środku było sporej wielkości tekturowe pudełko. Otworzyłem je i zobaczyłem stosik pieniędzy leżący na dnie.

-Tylko tyle? A no tak, przecież mamy początek miesiąca. To nieco zepsuje cały numer, ale w końcu kradzież to kradzież -Wziąłem pudełko i wsadziłem je sobie pod pachę -Kolejny przystanek: kanciapa woźnego.

Otworzyłem drzwi i rozglądając się, czy na pewno nikogo nie ma wyszedłem. Nie zwróciłem uwagi, że oprócz wentylatora, w pokoju nie działał także zegar na ścianie, a rybka w akwarium tkwiła w bezruchu jakby zawieszona w przestrzeni...


Powiedzmy że 5 kwietnia - więc musi być już piątek = Rozdział 6

Szedłem korytarzem wodząc jedną ręką po ścianie, a drugą
trzymając tekturowe pudło. Co chwilę monety w środku brzęczały,
przetaczając się z jednego kąta w drugi, ale poza tym nie było
słychać żadnego innego dźwięku. Zupełnie nic.

-No tutaj są -Wreszcie wymacałem ręką poręcz i skierowałem się
na schody. Powoli, stopień po stopniu schodziłem na dół. Po zejściu
z ostatniego stopnia poczułem zimne powietrze przesuwające się po
podłodze.

-Czyżby gdzieś było otwarte okno? Niemożliwe. Przecież jestem
pod ziemią. W takim razie skąd tak piździ? Pewnie z tego strachu mi się wydaje...

Kanciapa woźnego była na końcu korytarza, zaraz za
pomieszczeniami na miotły, grabie, kosiarki, i inne sprzęty
gospodarstwa szkolnego, które pomagały przy utrzymaniu szkoły w
czystości. Nie widziałem kompletnie nic, oprócz czerwonego światła,
wydobywającego się spod drzwi kanciapy.

-Cholera, łysa pała chyba jest u siebie. Ale co on robi o tej
porze w szkole?

Cicho podszedłem do drzwi i uklęknąłem przy nich. Próbowałem
zajrzeć przez dziurkę od klucza, ale zobaczyłem jedynie niewielki
zarys czerwonej poświaty. Na bank musiał ją czymś zakryć. Ciekawe...
wyraźnie coś ukrywał. Żeby przynajmniej pod drzwiami była jakaś
większa szczelina, ale nie, bo wielki pan, musiał sobie zamontować
próg! Klęczałem pod drzwiami, próbując szybko obmyślić plan
zastępczy. Balrog był w kanciapie, co uniemożliwiało mi podrzucenie
pieniędzy. Bez tego, całe przedsięwzięcie przestaje być warte funta
kłaków. Może by tak schować pieniądze gdzie indziej, a potem
powiedzieć, że widziałem go chowającego jakiś pakunek...nieee, to
nie zadziała. Zapytają się co ja robiłem o tej porze w szkole i się
wszystko wyda...

-No myśl do cholery, myśl. Ostatnia szansa. Jak teraz nic nie
wykombinujesz, to możesz od razu wracać do domu i szykować się do
opuszczenia tej szkoły...mam.

Szybko wstałem z klęczek i po omacku zacząłem szukać, czy któreś
z pomieszczeń jest otwarte. Było tylko jedno, ale przy samych
schodach.

-No dobra, chwila prawdy...

Nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi. I wtedy to
zobaczyłem...ciemność.

-Głupi jestem czy co? Przecież w plecaku mam latarkę.

Szybko sięgnąłem do plecaka i wyjąłem ją. Wcześniej jej nie
używałem, bo bałem się że ktoś z zewnątrz zauważy snop światła. A poza tym, ceny baterii idą w górę, a kieszonkowe nie.
Zapaliłem latarkę i przeleciałem światłem po pomieszczeniu. Zwykła
rupieciarnia. W środku walały się stare pudła, jakieś wypchane
zwierzaki, brudne akwaria i jakieś puszki, zapewne z farbą. Wziąłem
się do przekopywania pudeł. Tu szmaty, tam jakieś stare książki,
gdzie indziej coś co przypominało strój żaby.

-Na cholerę oni to trzymają? Pozbyli by się wreszcie tego, bo
tylko zajmuje miejsce.

Przekopując kolejne pudło, znalazłem niewielką szkatułkę, dosyć
ładnie zdobioną. Ostrożnie zaglądając do środka, znalazłem pięć
szklanych kul różnych rozmiarów. W świetle latarki mieniły się
kolorami i rzucały różnobarwne rozbłyski na ścianę.

-Te kulki będą w sam raz. Teraz tylko znajdę sobie jakąś
kryjówkę i możemy zaczynać.

Wziąłem głęboki oddech i stanąłem w połowie korytarza. Wszystko
już zaplanowane, pudełko z kasą leży koło jakiegoś wielkiego kwiatka i czeka na mnie, latarka w lewej, kulka w prawej, w kieszeni reszta, a w
głowie różne szalone myśli, które jeszcze dodawały mi animuszu.

-Światła, kamera, akcja! -Powiedziawszy to rzuciłem z całej siły
szklaną kulką o ziemię. Szkło rozprysnęło się na setki małych
kryształków i potoczyło się po podłodze, tworząc ze światłem
latarki niezwykle interesującą mozaikę. Wstrzymałem oddech, a każda
chwila zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
Sekunda...dwie...trzy...cztery...czerwone światło zgasło. Czekałem
kolejne sekundy, ściskając w ręce drugą kulę i czekając aż wyjdzie.
Drzwi się otworzyły i wyszła z nich ludzka postać, trzymająca w
ręce latarkę. Nie czekając, drugą kulę również roztrzaskałem sobie
pod nogami

-Jasna cholera! -krzyknąłem i udając że się go przestraszyłem,
zacząłem biec w stronę schodów, dyskretnie oglądając się za siebie
czy nadal mnie goni. Gonił. wbiegłem po schodach i wziąłem do ręki
dwie kule. Potem już tylko mocny zamach i już leciały w stronę
oszklonych drzwi. Jedna z nich rozbiła się na szybkie zostawiając
pęknięcie wzdłuż całej szyby, ale drugiej udało się przebić i
wylecieć na dwór, razem z całym szkłem z rozbitych drzwi. Szybko pobiegłem w przeciwnym kierunku i schowałem się za wielką rośliną, hodowaną przez Królową ku wielkiej uciesze uczniów, bo roślina miała jakieś właściwości halucynogenne. Wystarczyło ją trochę powąchać i już przed oczami zaczęły pojawiać się jakieś obrazy, historie i inne majaki. Osobiście uważałem to jako bujdę i siłę autosugestii, bo niemożliwe jest, że by dyrka hodowała tak niebezpieczną roślinę. Przysiadłem szybko za donicą i złapałem za pudełko. Kiedy tylko Balrog wyjdzie z budynku, polecę szybko do jego kanciapy, schowam forsę, a potem ukryję się w rupieciarni i poczekam aż wszystko się uspokoi.

Balrog bardzo szybko wspiął się po schodach. Myślałem, że takiemu staruszkowi zajmie to trochę dłużej, ale widać ćwiczył jogging, jogę, albo skoki na spadochronie w tajemnicy przed nami. Wtedy jednak zdarzyło się coś dziwnego: Zobaczywszy wybitą szybę, Balrog warknął i wielkim susem wyleciał przez drzwi, lądując bez większego wysiłku jakieś dziesięć metrów dalej.

-O ja cię kręcę. Ten kwiatek naprawdę musi mieć jakieś halucynogenne właściwości.

Dla pewności przetarłem oczy i wziąwszy pakunek, szybko udałem się do jego kanciapy, modląc się, żeby była otwarta. Na szczęście wybiegł tak szybko, że nie zdążył jej zamknąć. Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziałem gdzie jest kontakt, więc poświeciłem sobie latarką. Pokoik był taki sobie. Na niewielkiej ławie stała popielniczka z petami i mały telewizor. Przy ścianie stało kilka szafek z Bóg wie czym, a na nich ekspres do kawy, mikrofalówka i zdjęcie Pameli Anderson bez stanika.

-Hehe, kto by pomyślał? Stary, ale jary...

Nie zastanawiając się długo, ostrożnie spłaszczyłem pudełko, uważając żeby cała kasa się nie wysypała i delikatnie wcisnąłem ją za stojącą obok mnie szafkę.

-Zadanie wykonane. No to do jutra łysa pało.

Szczęśliwy miałem już wychodzić, gdy usłyszałem głośny szczęk klucza w drzwiach. Dziadek przypomniał sobie o niezamkniętych drzwiach i najwyraźniej wrócił żeby naprawić swój błąd. Klamka wykonała ruch w dół, po czym nastąpiło krótkie szarpnięcie i klamka wróciła do swojego poprzedniego położenia.

-No nieźle -Miałem wrażenie, że co chwila pakuję się w coraz to większe gówno -Teraz to dopiero mam przesrane.


5 kwietnia - Piątek, czas bliżej nieokreślony = Rozdział 7

Siedziałem na fotelu, oglądając wieśniacki program "Pytanie
blondynki". Polegał on na tym, że blondynka zadawała banalne
zagadki, a telewidzowie wykręcali numer podany na ekranie usiłując
trafić na wolną linię i odpowiedzieć na pytanie.

-O, komuś się udało...

-Dobry wieczór. Z kim mam przyjemność? -zapytała blondyna

-Michał jestem

-Witaj Michale, czy znasz odpowiedź na pytanie?

-Oczywiście. Odpowiedź brzmi: pies.

-Taa...od kiedy "pies" kończy się na "a"? -prychnąłem

-No niestety nie udało ci się. Przykro mi.

-No szkoda. A mogę prosić o Pani numer telefonu?

-Nie ma problemu: 0 700...

Nawet nie słuchałem co mówi. Zupełnie zrezygnowany gapiłem się
na rząd cyferek przesuwających się po ekranie i migający znaczek
"zadzwoń do mnie". Obróciłem cały pokój do góry nogami, ale nie
znalazłem żadnego zapasowego klucza, łomu, czy innego ciężkiego
narzędzia, który pomógłby mi się wydostać. Jedyne co znalazłem to
kilka czerwonych świeczek, jakiś czarny worek i zapałki.

-Niestety nikomu nie udało się dzisiaj odgadnąć zagadki. Może jutro będziecie mieli państwo więcej szczęścia. Do widzenie i zapraszam ponownie.

Program się skończył, a chwilę potem na ekranie pojawiły sie mrówki i dało się słyszeć jednostajny szum.

-Skończyli nadawanie, więc jest gdzieś tak czwarta nad ranem. Za jakieś dwie godziny przyjdą pierwsi pracownicy. Już to sobie wyobrażam, jak Balrog tu przyjdzie, otworzy drzwi i zobaczy mnie siedzącego w fotelu, pijącego kawę i oglądającego "Kawa czy kakao?". Ale się dziadek zdziwi...

-Przeklęty szum. Zwariować od tego można. Chyba zapalę te świeczki, bo przy telewizorze już nie wytrzymam.

Wygrzebałem z szafki dwie świeczki i postawiłem je na szafkach, po czym zapaliłem. W pokoju od razu zrobiło się czerwono, a po nogach zaczęło mi wiać zimne powietrze.

-To od tych świeczek tak ciągnie? Gdzie on je kupił? Przydałyby się takie na gorące letnie dni.

Wyłączyłem telewizor i usiadłem w fotelu. Tańczące płomienie świec działały bardzo hipnotyzująco. Wpatrywałem się w nie urzeczony i nie potrafiłem oderwać wzroku. Wyglądały jakby żyły i tańczyły specjalnie dla mnie, chcąc mnie zachwycić i oczarować. Od tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie.

-To pewnie dwutlenek węgla. Lepiej je zgaszę, bo śmierć przez zaczadzenie, nie jest szczytem moich marzeń.

Wstałem i zachwiałem się lekko. Przed oczami robiło mi się ciemno, a w głowie wirowało. Zrobiłem krok naprzód i nagle poczułem, jakbym robił krok w pustkę. Pokój zawirował i nim się obejrzałem, leżałem na ziemi.

-Zabawne...dziś rano moim największym zmartwieniem było to, jaką karę da mi ojciec za kolejne wezwanie do szkoły -zaśmiałem się gorzko -Ciekawe jaką co wymyśli mi za to, że umarłem bez pozwolenia?

Świadomość się wyłączała. Szum w uszach stawał się nie do zniesienia, a oczy zaszły mgłą. Zanim straciłem przytomność poczułem jeszcze że się unoszę, a potem nie czułem już nic...


Śniłem. W tym śnie stałem na skraju przepaści. Wokół nie było żadnej roślinności, zwierząt, budynków. Dookoła mnie nie było nic prócz skał, tylko gdzieś w oddali płynęła rzeka lawy. Spojrzałem w górę. Jedyną rzeczą jaką zobaczyłem, było swego rodzaju czarne słońce, jarzące się czarno-złotym blaskiem i rzucające nieco światła na całą krainę. Nagle ktoś do mnie podszedł. Był to dość wysoki mężczyzna w średnim wieku. Twarz miał raczej sympatyczną. Nie zdradzała niepokoju, a jedynie...troskę

-Witaj -powiedział przybysz -Co cię tu sprowadza?

-"Tu" znaczy gdzie? -odpowiedziałem

-"Tu" może znaczyć gdziekolwiek. Wszystko zależy od tego jak sam nazwiesz to miejsce.

-Mi to wygląda na piekło

-Haha! -roześmiał się nieznajomy -Uwierz, nie jest tu tak źle. Poza tym piekło jest zupełnie w innym miejscu.

-W takim razie gdzie jestem?

-Tutaj -wskazał palcem na moje czoło -To wszystko jest w twojej głowie.

-Znaczy się, że ten świat jest wymyślony przeze mnie?

-Akurat nie. Ten świat został stworzony przez kogoś innego, znacznie bardziej doświadczonego od ciebie.

-Doświadczonego w czym?

-Hmmm, jak by ci to powiedzieć...powiedzmy że w tworzeniu.

-Nie można jaśniej?

-Niestety nie. Nie jesteś Gospodarzem, a tylko on może dostąpić poznania odpowiedzi na wszystkie pytania.

-A jak...

-Dość. Na ciebie już pora. Jeżeli jest nam to pisane, spotkamy się ponownie.

-Spotkamy? Gdzie mam cię szukać?

-Tu -Odpowiedział i dotknął palcem mojego czoła, po czym popchnął mnie do tyłu. Tylna noga obsunęła się z krawędzi przepaści i spadłem w czarną pustkę pode mną...


miesiąc X - dzień X = Rozdział 8

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Pokój w którym się znajdowałem, wyglądał znajomo. Na biblioteczce stały modele samolotów, a na ścianie wisiał mój portret.

-Czy to nie jest mój pokój? Niemożliwe...

-Piotrek! Jak zaraz nie wstaniesz, to spóźnisz się do szkoły! -usłyszałem krzyk ojca

Natychmiast zerwałem się z łóżka. A jednak to był mój pokój. Podbiegłem do lustra, a tam zobaczyłem swoje odbicie. To byłem ja. Żyłem.

Ubranie się zajęło mi nie więcej niż pięć minut. Wrzuciłem do plecaka kilka zeszytów i zbiegłem na dół. Rodzice już jedli śniadanie.

-Mam nadzieję, że jest ci przynajmniej wstyd za to co zrobiłeś? -zapytał ojciec

-Ależ oczywiście tato. I możesz być pewny, że więcej nie usłyszysz nic złego na mój temat.

-To miło z twojej strony. A teraz zjedz spokojnie śniadanie. Podwiozę cię do szkoły, bo inaczej się spóźnisz.

-Okej, dzięki.

Było w tym coś dziwnego. Ojciec nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Może udało mu się wygrać jakiś wielki przetarg i dlatego ma taki dobry humor? Nie mam pojęcia.

Szybko skończyliśmy śniadanie i pojechaliśmy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, przed szkołą stał radiowóz policyjny.

-Ciekawe po kogo przyjechali? -pomyślałem

Gdy samochód sie zatrzymał wysiadłem i biegiem ruszyłem do szkoły, bo do dzwonka zostało niewiele czasu. Przed głównym wejściem stał Balrog z dwiema sprzątaczkami, a obok nich policjant który zapisywał coś w swoim notatniku.

-A więc mówią państwo, że nie wiecie kto to zrobił? -zapytał policjant

-Ależ skąd -Odpowiedzieli chórem Balrog i sprzątaczki -W życiu nie przypuszczaliśmy, że znajdzie się ktoś tak bezczelny, żeby wybić szybę w budynku szkoły. I jeszcze od frontu.

-Rozumiem. Cóż...w takim razie nie mam więcej pytań. Dziękuję za współpracę i do widzenia -powiedział, po czym zasalutował i oddalił się do radiowozu.

Podszedłem ostrożnie do drzwi. Wyglądały trochę inaczej niż ostatniej nocy. Zamiast szkła walającego się przed drzwiami, były całe drzwi wyrwane z zawiasów leżące jakiś metr dalej. Czyżby coś tu się działo po moim wyjściu? A właściwie jak ja stąd wyszedłem? Przecież leżałem u Balroga w kanciapie umierając sobie spokojnie, a obudziłem się u siebie w łóżku. Jak ja się tam znalazłem? To pytanie nie dawało mi spokoju.

-A o czym szanowny królewicz tak myśli? -odezwał się ktoś do mnie z tyłu -Szybciutko do szkoły, bo lekcje się zaraz zaczynają, a nie chciałbyś się chyba spóźnić, nieprawdaż?

Dzień się ledwo zaczął, a on już zawracał mi dupę

-Siema łysolcu -odpowiedziałem z uśmiechem -jak tam dzisiaj samopoczucie?

-A dziękuję, w porządku. Na pewno lepsze niż twoje. W końcu dzisiaj jest twój wielki występ na sali gimnastycznej. Pani dyrektor już nie może się doczekać.

-Ja również. Ale jak to mówią: "Cierpliwość jest cnotą". Ale wybacz, bo my tu sobie gadu gadu, a lekcje czekają. O, a to chyba dzwonek. Cóż...było miło. Siemka łysy!

-Poczekaj chwilę, znalazłem coś twojego -powiedział sięgając ręką do kieszeni -Na drugi raz uważaj, bo szkoda by było zgubić coś tak ładnego -i wrzucił mi to coś plecaka -No idź już, idź...

Nie oglądając się na niego popędziłem do klasy. Gdy usiadłem już w ławce, zajrzałem do plecaka i zobaczyłem ją. Była to niewielkich rozmiarów szklana kula...


Przez całą lekcję siedziałem jak na szpilkach.

-Czy to jest ta kula, która mi została w kieszeni? Jeżeli tak, to skąd on ją miał? Czy to on mnie wtedy uratował? Dlaczego? Jaki miał powód?

Setki myśli kłębiły mi się w głowie. Postanowiłem na razie zostawić to wszystko w spokoju, a zająć się kolejną nurtującą mnie sprawą: Policjant zajmował się tylko wybitymi drzwiami. W takim razie, co stało się z oknem w gabinecie Królowej i schowaną kasą? Przecież to niemożliwe, żeby dyrektorka nie zauważyła, że wiatr hula w gabinecie przy oknie, które sama wczoraj zamykała. Poza tym nie ma szans, żeby odpuściła stratę nawet złotówki z pieniędzy ciężko zarobionych przez sprzedawczynie w stołówce z których podbiera codziennie parę groszy na gazety dla kobiet.

-Cholera, nic z tego nie rozumiem -mruknąłem do siebie -Na przerwie, trzeba będzie dokładnie wybadać sytuację.

Po dzwonku szybko poleciałem na tyły szkoły. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że okno do gabinetu dyrki jest...całe. Nie było nawet zadrapania, po wczorajszym uderzeniu kamieniem, który swoją drogą, leżał w tym samym miejscu gdzie wczoraj go wyrzuciłem.

-Co jest kurna?

Podkradłem się cicho do okna i zajrzałem przez nie. Królowa właśnie chowała pudełko z kasą, niezgniecione, z powrotem do szafki, a garść podkradzionych monet, leżała na jej biurku...

-Nic z tego nie rozumiem -powiedziałem do siebie -Co tu jest grane do cholery? Wyraźnie pamiętam, że wybijałem TO okno, zwinąłem TE pieniądze, zgniotłem TO pudełko i schowałem je tam, gdzie sam diabeł by go nie znalazł (pozdro dla qmpla Oniego Cool), a teraz wszystko jest na swoim miejscu, z wyjątkiem tych nieszczęsnych frontowych drzwi. W dodatku kim był ten facet w płaszczu? Namieszał mi we łbie tylko, a nic takiego się nie dowiedziałem.

Nagle zabrzmiał dzwonek.

-Co jest? Już lekcja? Trochę to za szybko.

Potem drugi i trzeci. Już wiedziałem o co chodzi. Apel.


5 kwietnia - piątek, coś koło południa = Rozdział 9

Apele szkolne, zawsze wzbudzały w uczniach wielkie poruszenie.
Głównie za sprawą Królowej, która która zwoływała je dlatego, żeby
napiętnować uczniów, którzy nie spełniali jej kryteriów dobrego
zachowania. Tak było i tym razem. Gdy już wszyscy rozsiedli się w
na ławkach i nastała cisza, Królowa wyszła na środek i zaczęła
swoją przemowę...

-Drodzy uczniowie! Zapewne domyślacie się, dlaczego zostaliście
zwołani na ten oto apel. Otóż oznajmiam wam, że od poniedziałku,
nasza szkoła stanie się miejscem spokojnym, bo wreszcie najgorszych
uczniów, spotka zasłużona kara.

-Taa ciekawe co stara krowa wymyśliła tym razem -odezwał się
ktoś z tyłu -jej ostatni pomysł rozmów z panią psycholog, był
cholernie dobry. Pamiętasz jaka z niej była niezła dupa?

-Pewnie. Stary, jakie jaja były. Udawałem, że płaczę, a ona
przysunęła się do mnie i mnie przytuliła.

-Ta? Pierdolisz?

-No serio ci mówię. Człowieku, taki widok miałem na jej cyce, że
sobie nie wyobrażasz. Jak mi stanął, to myślałem, że mi spodnie
rozsadzi...

Nawet nie odwracałem się, żeby zobaczyć kto popisuje się tak
niskim poziomem konwersacji, bo po głosie od razu poznałem, że
jeden z nich to Fujara, a on do swoich spraw dopuszczał tylko
niewielkie grono wtajemniczonych, o poziomie inteligencji równej
paprotce. Osoby postronne mogły liczyć tylko na kosę pod żebra.

Królowa właśnie skończyła swój wstęp, i podeszła do jednej ze
sprzątaczek i wziąwszy od niej jakieś papiery, wróciła na środek.

-A teraz proszę o uwagę! Niech każdy wyczytany przeze mnie
uczeń, wstanie i przyjdzie tu na środek koło mnie.

-A może jednak mi odpuściła? -pomyślałem -w końcu biorąc pod
uwagę innych uczniów, to nie zachowuję się przecież tak źle...

-Piotr Łajza!

-cholera...
Odczekałem jeszcze chwilę i wstałem, a wszystkie oczy na sali
skierowały się w moją stronę.

-Ruszaj gwiazdo -odezwał się Fujara -teraz masz swoje pięć
minut. To twoja wielka szansa, żeby się wybić -po czym zarechotał
jak świnia.

Po drodze, wszyscy odprowadzali mnie wzrokiem. Na co oni się tak
gapili? Nigdy nie widzieli więźnia przed egzekucją? Stanąłem na
środku i przybrałem najbardziej dumną pozę na jaką było mnie stać.
Kilka osób gapiło się na mnie z głupim uśmieszkiem, a ja stałem
dalej i czekałem na resztę grupy.

-Ten oto uczeń, zhańbił się dosypaniem środka przeczyszczającego do
kawy jednego z profesorów -Nie mogła sobie tego
odpuścić. Postanowiła jeszcze im opowiedzieć historię moich
"przestępstw" -To nie jest jego pierwsze przewinienie. Oprócz tego
podkradał jedzenie ze szkolnej stołówki, niszczył mienie szkoły i
ubliżał innym uczniom, nie mówiąc już o nauczycielach. Za to
właśnie czeka go kara. Następny uczeń, Jacenty Kołapa.

W tym momencie cała sala ryknęła śmiechem. Też bym się
roześmiał, gdyby moja sytuacja nie była tak beznadziejna. Wszyscy
kręcili głowami, próbując znaleźć właściciela tego niecodziennego
imienia. Na razie bezskutecznie.

-Rozumiem, że czujesz się nieco zawstydzony całą tą sytuacją,
ale teraz już trochę na to za późno. Wstań i podejdź tutaj.
Przecież wiesz, że cię widzę.

Jacenty wstał, a zaraz potem wszystkie głosy ucichły. Panem
Jacentym okazał się...tadammm! Nikt inny jak Drąg! Ten wieczny
student, szkolny zabijaka i pies na kobiety, miał na imię Jacenty.
Gdy szedł na środek, nikt nie odważył się spojrzeć mu w oczy.
Wszyscy byli tak spietrani, że odwracali głowę jak tylko koło nich
przechodził. Stanął koło mnie i z rękami w kieszeni patrzył się na
cały tłum wzrokiem pełnym pogardy.

-Ten oto młody człowiek, wsławił się niezliczoną wprost liczbą
bójek z uczniami, całkowitym ignorowaniem nauczycieli i co
najgorsze, stosunkami płciowymi z innymi uczennicami w
różnych miejscach w szkole. Za to właśnie spotka go zasłużona kara.
Następną osobą jest...

Reszta zwoływania odbyła się raczej szybko. Albo Królowej nie
chciało się wymieniać niegodnych uczynków reszty bandytów, albo
były to raczej mniejsze płotki, które wzięła tylko po to, żeby się
nie wydało, że robi taki wielki szum tylko z powodu nas dwóch.
Tak czy owak, byli mi obcy zupełnie i tylko ich zakazane mordy
świadczyły, że mają coś na sumieniu.

-Tych oto dziesięciu uczniów którzy tu stoją, zostanie
przeniesionych do szkoły specjalnej, dla uczniów sprawiających
kłopoty wychowawcze.

-Że co cholera? -Odezwał się Fujara -Jakie przeniesienie? Mnie to
pierdoli. Ja tu zostaję.

-Ty tu nie masz żadnego prawa głosu. Decyzję podjęli twoi
rodzice i to dzięki nim przenosisz się tam, a nie do zakładu
poprawczego. Doceń więc tę łaskę i nie klnij w mojej obecności.
Tak więc na zakończenie apelu -tu zwróciła się do reszty uczniów
-dziękuję wszystkim tu zgromadzonym i zapraszam ich na
normalne lekcje, a was drodzy chłopcy, proszę na moment do mojego gabinetu.

Gdy wszyscy udali się do klas, my szliśmy do pieczary lwa. Po
drodze Fujara gadał coś do reszty skazańców. Wyglądało na to, że
wszyscy należą do jego sekty. Ciekawie trafiłem...

W gabinecie stanęliśmy w dwuszeregu, Królowa usiadł przy biurku,
a Balrog swoim zwyczajem przy drzwiach.

-Jeszcze tylko ostatnie formalności i możecie iść do domu.
Mianowicie... -Zaczęła mówić, schylając się do dolnej szuflady
biurka i wyciągając z niej jakiś stos papierów. -...tu są
dokumenty, które wasi rodzice złożyli gdy zapisywali was do szkoły.
Weźmiecie je do domu, a w poniedziałek zaniesiecie je do nowej
szkoły i tam dacie dyrektorowi. Niech was tylko ręka Boska
broni, żeby zrobić z nimi coś innego. Wtedy możecie być pewni, że
traficie do najgorszego możliwego poprawczaka, gdzie dzieci siedzą
cały czas zamknięci w swoich pokojach, w których mają tylko
ubikację i łózko, a jedzenie wsuwają im przez drzwi.

To pewnie miało nas przestraszyć, ale u mnie wywołało tylko
skojarzenia z marnym filmem dokumentalnym o więzieniu klasy C.

-To wszystko na dzisiaj. Mam nadzieję, że podobało wam się
tutaj, bo tam gdzie idziecie, życie będzie znacznie cięższe.
Dziękuję, możecie iść.

Powoli wywlekliśmy się z gabinetu, a potem ze szkoły. Trochę to
dziwne uczucie wychodzić ze szkoły wiedząc, że już się tu nie
wróci. Wrzuciłem papiery do plecaka i szybko poszedłem w stronę
domu, żeby nie wpaść czasem w ręce Fujary, który od wyjścia z
gabinetu był strasznie pobudzony. Będąc jakieś sto metrów od terenu
szkolnego, usłyszałem jeszcze jego krzyk:

-Myślisz że się mnie tak łatwo pozbędziesz? Ja tu jeszcze wrócę
ty stara krowo! -Po czym ucichł.


5 kwietnia - piątek wieczór = Rozdział 10

Do domu wróciłem strasznie przygnębiony. Też byście byli, gdyby
powiedzieli wam, że macie się przenieść ze szkoły pełnej znajomych
do innej, gdzie będą traktowali was jak wyrzutka i będą próbowali
wydymać na każdym kroku (I niech ktoś mi spróbuje zaprzeczyć.
Myślicie, że filmów nie oglądam? Wiem co tam robią)

-Jak było w szkole? -ojciec chyba próbował zabłysnąć dowcipem,
ale raczej przygasł.

-A jak myślisz? -odpowiedziałem -W poniedziałek przenoszę się do
zupełnie obcej mi szkoły, razem z dziewięcioma innymi wyrzutkami,
których ulubioną rozrywką jest wyrywanie muszkom skrzydełek...nic
wielkiego, co to dla mnie.

-Cieszę się. Wreszcie nauczysz się szacunku dla ludzi i
samokontroli. Czekam z niecierpliwością, na twoją relację z
pierwszego dnia szkoły.

-Nie ma sprawy, ale nie wiem, czy nie będą ci się śnić potem
koszmary. Lepiej łyknij sobie nerwosolu przed moim sprawozdaniem.

-Dobra, dobra. Zjedz sobie coś na kolację i do swojego pokoju,
bo my tu z mamą mamy do pogadania na tematy tylko dla dorosłych.

-O seksie? Jak chcecie, mogę mam co nieco doradzić...

-PIOTR!

-Dobra, wiem, wiem. Jedna pozycja ci do szczęścia wystarczy...

Nie czekając na odpowiedź, zgarnąłem słoik z masłem orzechowym i
poleciałem na górę. Wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi na klucz,
plecak rzuciłem pod ścianę, po czym wskoczyłem na łóżko.

-Nie ma to jak coś słodkiego, po ciężkim dniu spędzonym w
szkole. Ten co stworzył cukier, był bogiem.

Odkręciłem słoik...pusty słoik...cholera...nawet masło orzechowe
jest przeciwko mnie...rzuciłem słoik na podłogę i zacząłem wgapiać
się w sufit.

-No i muszę wrócić i coś sobie wziąć, bo będę głodny. Szlag by
to...

Wstałem i podreptałem do kuchni. Nikogo już nie było, czyli
zaczęła się wielka rozmowa dorosłych. Wziąłem z dolnej szafki
paczkę cukru w kostkach i cichaczem zajrzałem do pokoju. Rodzice
siedzieli na kanapie i rozmawiali przyciszonym głosem...właściwie
to ojciec mówił.

-Kochanie, nic mu się nie stanie -a wiec rozmowa musiała być na mój
temat -tam jest naprawdę dobra opieka i nic mu nie grozi. Przecież
znasz go dobrze już tyle czasu. On tak łatwo się nie podda i nawet
jakby go zaatakowali, to da radę się obronić. W końcu nie jest taki
słaby. Już ci lepiej? No dalej, uśmiechnij się -mama musiała się
uśmiechnąć, bo ojciec wyglądał na zadowolonego z siebie -no, tak
lepiej. Chodź no tutaj -powiedział i przytulił ją.

-A więc martwią sie o mnie -pomyślałem -ojciec najwyraźniej
udaje to nastawienie do mnie, żeby mnie zahartować psychicznie. Po
tym co usłyszałem, na pewno się nie poddam. Jeszcze pokarzę, na co
mnie stać!

-I wiesz co -odezwał się znowu ojciec -kupiłem specjalne
jedzenie dla chomików. Kiedy wróci z kliniki, zrobimy mu małą
ucztę. Co ty na to?

Zatkało mnie...normalnie mnie zatkało...to ja tu mało ze stresu
nie zejdę, bo mnie przenoszą między dzikie zwierzęta, a oni się
martwią o chomika?! Aż się żyć człowiekowi odechciewa...
Wróciłem szybko na górę, zamknąłem drzwi do pokoju, ległem na
łóżku i zacząłem jeść kostki cukru.

-Teraz już wiem, czemu niektórym zdarza się tyle jeść w
sytuacjach stresowych. To naprawdę pomaga...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez maximussolini dnia Wto 11:44, 10 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty maximussolini

Autor
Jack
Junior Admin
Junior Admin



Dołączył: 03 Sie 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Pon 22:53, 09 Sie 2010

Wiadomość
Dobre! Tylko trochę pozmieniałeś to od czasów HNS, co w sumie jest naturalne. Mam nadzieje że będziesz to w miare regularnie dodawał ;p

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Jack

Autor
maximussolini
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wto 11:51, 10 Sie 2010

Wiadomość
Nie zauważyłem, że mi ucięło posta 8P Sorki dla wszystkich którzy oczekiwali nowego chaptera, a się nie doczekali 8P

6 kwietnia - sobota = Rozdział 11

To już będzie piąta godzina, od kiedy wbiegłem do klopa, łapiąc
po drodze uciekające resztki wczorajszej "kolacji". Depresja
depresją, ale zjedzenie całego opakowania cukru w kostkach, to
nieco za wiele jak na mój biedny żołądek.

-BLEEEH!

Przed momentem przeleciał mi przed oczami kawałek kiełbasy z
wczorajszego śniadania. Swoją drogą, ciekawe z czego ją robią,
skoro przez cały dzień i noc, nie rozpuściła mi się w żołądku
pełnym kwasu? Na myśl o wczorajszym śniadaniu, znów szarpnął mną
spazm i nastąpił kolejny zwrot zawartości żołądka

-BLUUUHA!

Rodzice byli w pracy, więc na szczęście tego nie widzieli, bo
miałbym kolejne kazanie, tym razem na temat zdrowego
odżywiania...właściwie to tylko od ojca, bo matka znalazła by w
moim zatruciu nowy sposób na dietę cu...

-BUEEEH!

Tym razem wyleciała sama woda. Już chyba jest poprawa, bo coraz
mniej mnie mdli, ale czuję, że jak spojrzę jeszcze raz na cukier,
to nie wyjdę stąd do Bożego Narodzenia. Zasrany chomik...to wszytko
jego wina! Niech no tylko wróci do domu, to dosypę mu środka na
przeczyszczenie do tego żarcia i niech pływa w gówn...

-BLEEEH!...

W kiblu spędziłem jeszcze pół godziny. Jak już mi przeszło, to
wyczyściłem go, żeby nie było śladów i poszedłem coś zjeść.
Wszamałem pół chleba z masłem i wypiłem dwie szklanki
herbaty...gorzkiej.

-Co by tu dzisiaj zrobić? Dzień wolny, chata wolna, a mnie się
nic nie chce. Idę na kompa. Może jak trochę się odprężę, to głowa
napełni mi się pomysłami?

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Gier nie mam żadnych, bo co
fajniejsza, to zacina tak, że wydaje mi się, że oglądam jakiś pokaz
slajdów. Jedyne wyjście, to saper, albo chat...Po głębokim namyśle,
wybrałem chata. Zalogowałem się jak zwykle jako "Der Meister" i
wszedłem do pokoju "emo". Wystarczy, że posiedzę w nim kilka minut,
a humor poprawia mi się niesamowicie. Nie inaczej było tym razem:

Zyletka_moim_bogiem: No mówię ci ten świat jest tak do dupy, że
aż mi się chce ciomć
emokiller: lol :p
Zyletka_moim_bogiem: WTF?
emokiller: po prostu stwierdzasz oczywiste. Doszedliśmy do tego
jusz przed wczorai gdy gadaliśmy o twoim somsiedzie
Zyletka_moim_bogiem: No wiem ale to juzjest co inego W czoraj
wszkole miałem takom gupią sytułacje że normalnie żalpl
emokiller: ta to gadaj a nie bedziesz sie pierdolił
Zyletka_moim_bogiem: wyobrarzasz sobie że wyjebali mnie ze
szkoły????????????? Te huje jebane pszenoszom mnie do tej tfojej
szkoły specjalnej żeybm sie poprawil XD
emokiller: Jak hój O_o
Zyletka_moim_bogiem: No serijo muwie. ja tam hyba nie wyrobiem
biore moja rzyletke i sie ciomć ide Sad
emokiller: weś nie pierdol nie masz jaj po za tym w mojej budzie
nie jest tak źle

Historia wydawała mi się znajoma, ale wolałem się upewnić.
Zwykle nie odzywam się w ogóle, bo strasznie trudno jest mi pisać
z błędami, ale zacisnąłem zęby i zapytałem:

Der Meister: Nie czaje apoco idziesz siem cioąć?????? tak wogule
to za co cie wyjebali??????????
Zyletka_moim_bogiem: A bo bzykauem jednom laske w kiblu i
pszyłapał nas jeden ciul
Der Meister: i pewnie hui nakapował dyrce?????!!!11
Zyletka_moim_bogiem: No pewnie ja kutasowi porysuje ałto jak
tylko go gdzieś znaide Niech go chui szczeli >:[
emokiller: noi dobże nalerzy mu sie
Der Meister: jeszcze mu koua popszebijać żeby na pehote
zapierdalał
Zyletka_moim_bogiem: O dobre Smile thx za porade
Der Meister: rotfl nie ma za co XD
emokiller: a tak wogule to coś ty za jeden
Zyletka_moim_bogiem: no właha???

Teraz musiałem trochę pomyśleć...jednym z tych emo był na bank
Fujara. Drugim zapewne jakiś jego kolega z naszej "nowej" szkoły.
Gdybym zręcznie się w to wplątał miałbym zapewniony lepszy start.
Posunięcie ryzykowne, bo długo w takim towarzystwie nie wytrzymam,
a jak się przyznam, a oni mnie oleją, to może się to skończyć
gnojeniem przez resztę szkoły, a to by było niezbyt przyjemne...raz
się żyje

emokiller: E co jest??? jezykl ci w dupie utknoł?
Zyletka_moim_bogiem: ahahah odbre XD
Der Meister: No co qrwa do sracza nie morzna isć????//
emokiller: to sie z/w pisze ciołku
Der Meister: weś minie nie dobijaj. mnie tesz przenoszom do innej szkoły
emokiller: co to #@%^*! za przeprowadzki jakieś? Gdzie idzieszz?
Der Meister: a do jakieś specjalnej
Der Meister: chwila
Zyletka_moim_bogiem: nom
Der Meister: jusz mam: szkoła specjalna im. Maciusia Lubicza
Zyletka_moim_bogiem: O ja pierdole XD
emokiller: lol
Der Meister: To źle??//
Zyletka_moim_bogiem: idziesz do tej smej co ja XD
emokiller: a nie jestś czasem z jego sazkoły?
Der Meister: znaczy sjakiej?
Zyletka_moim_bogiem: gimnazjumm rzondzone pszez krulowom Razz
Der Meister: Jak chuj XD
Der Meister: dokładnie z tei
emokiller: lol
Zyletka_moim_bogiem: a ktoś ty ?
Der Meister: Łajza
emokiller: sam jestś fajza złamasie
Zyletka_moim_bogiem: nieeee XD
Zyletka_moim_bogiem: on sie tak nazywa XD
Zyletka_moim_bogiem: W rzyciu bym nie pomyślał że to ty XD
Zyletka_moim_bogiem: za co cie wyjebali
Der Meister: Wsypałem proszku na sraczke do kawy kolesia od fizyki
emokiller: OMFGXD
Zyletka_moim_bogiem: lol XD
Zyletka_moim_bogiem: to ty dobry jestes
Der Meister: Nie znajom sie #@%^*! na rzartach Sad
emokiller: swienta racja
Zyletka_moim_bogiem: a poznajesz kto to ja jestem?????/
Der Meister: Drong?
Zyletka_moim_bogiem: skond wiedziaueś? Smile
Der Meister: Cała szkoła o tym muwiła
Der Meister: dobra była?
Zyletka_moim_bogiem: Jak chuj XD
Zyletka_moim_bogiem: dymało sie lepsze Razz
emokiller: lol
Der Meister: XD
Zyletka_moim_bogiem: suhaj, przyjdź w poniedziałek o 8 na rynku tam sie zbieramy z innymi
Der Meister: pewnie, lepiej jest wejść w kupie nie??? Smile
Zyletka_moim_bogiem: Tak jest XD
Zyletka_moim_bogiem: Zrobimy tam burdel XDDD
emokiller: ej nie wpierdalać mi sie do interesu bo was obu wyjebe
Zyletka_moim_bogiem: dobra, spoko, krywy na jajcach sie nie znasz O_o
emokiller: guwniane te twoje jajca. Nie rub tam burdelu bo przejebiesz sobie reszte żcia
Zyletka_moim_bogiem: dobra spoko wyluzuj
Der Meister: Srry hopaki ale musze spadac
Der Meister: starzy pszyszli
Der Meister siema
Der Meister: do poniedziałku
Zyletka_moim_bogiem: Nara
emokiller: nara

Oczywiście rodzice nie przyszli, ale wiedziałem, że jak ta rozmowa potrwa jeszcze dłużej, to naprawdę zacznę się ciąć. W każdym razie start miałem już zapewniony. Od razu świat robi się piękniejszy. Dla rozluźnienia odpaliłem sobie sapera i poszedłem do kuchni poszukać czegoś...słodkiego.


6 kwietnia - wieczór, gdzieś tak po 22 = Rozdział 12

-Idę spać! Dobranoc!

-Dobranoc synu! Miłych snów -Odpowiedział ojciec nie podnosząc wzroku znad gazety.

Szedłem spać, bo nie miałem już nic konkretnego do roboty. Akurat skończyliśmy oglądać "Termiwibrator 10 - Powrót Jeti", a potem był tylko "Bambo VII - Zabili go i uciekł", więc dałem sobie spokój z TV. W pokoju było cicho i słychać było tylko miarowe stukanie zegara.
Noc była nieziemska. Na czystym niebie było widać mnóstwo gwiazd, a światło księżyca wlewało sie łagodnie przez okno oświetlając mi łóżko niczym światła reflektorów na scenie.

-#@%^*! -powiedziałem do siebie -znowu nie będę mógł usnąć bo będzie mi waliło po oczach. Muszę w końcu zainwestować w żaluzje, albo chociaż kotary, bo w tych warunkach nie można spokojnie się położyć spać.

Podszedłem do okna i otworzyłem je. Na zewnątrz też panowała cisza. Jedynie czasem wiatr zaszumiał sobie w koronach drzew i leciał gdzieś dalej szumieć komuś innemu. O dziwo nie jeździły prawie żadne samochody.

-Pewnie wszyscy siedzą w domu i oglądają Bambo -pomyślałem -W końcu to premiera telewizyjna.

Położyłem sie na łóżku i zamknąłem oczy. Oddychając głęboko świeżym powietrzem bardzo szybko sie odprężyłem i sen przyszedł mi o dziwo bardzo łatwo. Nawet nie zwróciłem uwagi, że zegar którego tykanie potrafi zdenerwować nawet najbardziej cierpliwego człowieka, nagle ucichł...

Spadałem...

Nadal spadałem...

Ciągle spadałem...

I nagle JEB! spadłem...

Obudziłem sie w całkowitej ciemności. Znaczy nie całkowitej, bo tam gdzie leżałem znajdował sie krąg światła nieco większy ode mnie. Cholera wie skąd sie tam wziął, bo nade mną nie było ani śladu reflektora czy czegoś innego co mogło powodować pojawienie sie tego kręgu światła pode mną.

-Witaj

Usłyszawszy czyiś głos aż podskoczyłem, próbując jednocześnie zlokalizować jego źródło.

-Kto to powiedział? -zapytałem

-Ja -usłyszałem w odpowiedzi

-Jaki "ja"?

-No ja! A widzisz tu kogoś innego?

-No #@%^*! gdybym cię widział, to bym sie nie pytał

-Rany, co za ofiara. Jak ja nie cierpię amatorów -po czym usłyszałem głębokie westchnienie -A kogo byś chciał widzieć?

-No ciebie #@%^*! -odparłem już dość zdenerwowany

-No do jasnej cholery, czemu ja zawsze muszę trafiać na takich przygłupów? -głos też był już wyraźnie zniecierpliwiony -Wyobraź sobie kogo chcesz widzieć, a pojawię sie przed tobą w takiej formie.

-A coś ty jakiś jebany Coperfield? -odezwałem się już spokojniej, ale jeszcze nie do końca

-Jeśli tego chcesz. Więc rusz w końcu tą łepetyną, bo nie lubię jak ktoś gada do mnie biegając w kółko jak podjarany pies za swoim ogonem.

Zatrzymałem sie więc nieco zawstydzony i żeby się lepiej skupić zamknąłem oczy. Musiałem dobrze pomyśleć, bo w głowie miałem tyle myśli, że wstyd było niektóre wypuścić na światło dzienne. Tyle rzeczy krążyło po głowie, tyle możliwych postaci, ale musiałem uważać. Z tego co mówił, domyślałem się, że jego postać jest wyraźnie zależna ode mnie. Nie znałem jego zamiarów, więc trzeba było uważać. Gdybym pomyślał sobie o jakimś mutancie, to tylko ułatwiłbym mu wyprucie moich wnętrzności. Nagle wszystkie myśli zniknęły i została tylko jedna...chomik

-hehe -zaśmiałem sie cicho -nie przesadzajmy. Może coś normalnych rozmiarów...jak na przykład ci Jeti z tego filmu. Fajnie by było pogadać z takim Luckiem Walkerem Texas Rangerem, chociaż ten Termiwibrator też był niczego sobie...

Moje rozmyślania brutalnie przerwał potężny cios w krocze. Chwilę potem już leżałem na ziemi trzymając sie kurczowo za klejnoty rodowe.

-Bardzo #@%^*! śmieszne -usłyszałem piskliwy głos blisko twarzy -Ja chyba też mam jakieś uczucia, co nie?

Powoli otworzyłem oczy i tuż przed sobą zobaczyłem malutkiego, aczkolwiek wyraźnie bardzo wkurwionego chomika.

-Czy ty masz w głowie coś więcej niż kupę gówna i słomy? -zaczął sie na mnie wydzierać -Czym ja sobie na to zasłużyłem? Najpierw koza, potem kogut, a teraz jebany chomik. Czemu tylko mi się to przytrafia?!

Wyglądało to bardzo zabawnie i gdyby nie ten przeraźliwy, pulsujący ból w kroczu, to bym się roześmiał.

-Eee, sorki ale czy to ty jesteś tym głosem który wtedy słyszałem? -zapytałem

-TAK #@%^*!! A COŚ TY MYŚLAŁ?! JAK CI TAKIE DURNE RZECZY DO GŁOWY PRZYCHODZĄ TO TERAZ SIĘ NIE MA CZEMU DZIWIĆ!

-No sorry, ale jak ci się nie podoba ta postać, to może ci wymyślę jakąś inną?

-TERAZ?! JUŻ PO FAKCIE?! DZIĘKUJĘ #@%^*! ZA TWOJE POŚWIĘCENIE! -chomik był wyraźnie zbulwersowany -JAK JUŻ PAKT SIĘ DOKONA, TO NIE MA DRUGIEJ SZANSY! TERAZ TO TY SE MOŻESZ WSADZIĆ PATYK W GÓWNO I ZAMIESZAĆ!...

-O jakim pakcie ty mówisz?

-A SRAKIM, #@%^*!! NAJPIERW MUSZE ROZŁADOWAĆ NAPIĘCIE, WIĘC ZAMKNIJ GĘBĘ BO TERAZ JA MÓWIĘ! NA TWOJE PYTANIA BĘDZIE CZAS PÓŹNIEJ!

Nie chciałem go już bardziej denerwować, bo wyglądał, jakby ledwo wytrzymywał to napięcie i w każdej chwili mógł mi wybuchnąć zamieniając się w kupkę sierści.


Któryś kwietnia - noc = rozdział 13

-No więc tak: Wplątałeś się w wielką bitwę władców snu, która rozgrywa się już od setek lat. Walczące strony to Władcy Koszmarów i Bogowie Sennych Marzeń. Nie będę cię do niczego przymuszał. Sam staniesz po której stronie zechcesz, a ja pomogę ci w walce z twoimi wrogami. Nadążasz?...hej...słuchaj co do ciebie mówię, bo nie będę się powtarzał...przestań mnie ignorować...w ryj chcesz?

-To jest tylko sen, tak?

-Nie do końca. Jesteś na skraju snu i jawy. Uściślając, znajdujesz się w świecie równoległym stworzonym przez twoją podświadomość, która zareagowała w kontakcie z jakimś przewodnikiem, wprowadzając twój umysł w stan nadaktywności, powodującą stworzenie tego świata równoległego, jak i mojej skromnej osoby.

-...

-...

-...

-...no co?

-Bardzo skromnej...

-Spierdalaj. To akurat twoja wina że tak wyglądam, więc jak będziesz mi przez to dokuczał, to poznasz mój gniew.

-Bardzo się boję. Co takiego możesz mi zrobić?

-A jak tam twój nabiał?

-...dobra, wierzę ci.

Ten mały futrzak, który mi grozi, to istota astralna, która została przeze mnie wymyślona, żeby reprezentować mnie w wojnach władców snu. Zastanawiam się, czy wam też, czy tylko mnie wydaje się to takie niedorzeczne?

-Masz jeszcze jakieś pytania, czy mogę przejść dalej? -zapytał chomik

-Jedno: Czy jestem w ukrytej kamerze?

-Więc nadal uważasz, że zmyślam i to wszystko nie istnieje?

-No wiesz...ciężko to uznać za normalne, nieprawdaż?

-Hmmm...masz rację. Tamuhabamulimuhabuhah dwieście lat temu też nie chciał mi od razu uwierzyć. Przyzwyczaisz się. I od razu ci powiem, że im szybciej, tym lepiej, bo przeciwnicy nie będą czekać.

-Jacy przeciwnicy? Skoro nawet nie stanąłem po żadnej ze stron, to kto mnie może zaatakować.

-Jeszcze nie stanąłeś -chomik spojrzał na mnie ostrzegawczo -Ale staniesz już niebawem. I obyś dobrze wybrał.

-A kto mi każe? Może mnie to w ogóle nie interesuje? Niech sie biją beze mnie. Ja sobie posiedze z boku i będe miał ich w dupie.

-To się nie uda. Jeżeli nie jesteś z nimi, jesteś przeciwko nim, a to z kolei wiąże się z eliminacją twojej osoby. Poza tym nie uwierzą, że nie jesteś zainteresowany nagrodą za zwycięstwo.

-Ciężko być, skoro nawet nie wiem co to jest.

-Teraz cię zatka: To...tamtadam: ŚWIĘTY GRAAL!

-Święty co?

-Święty Graal! Kielich samego Jezusa! Rozumiesz? Kielon Dżizysa, kapiszi? Jeden z artefaktów religijnych, który...

-...posiada olbrzymią moc i takie tam?

-Nom. Skąd wiesz? Przyznaj że cie to zainteresowało.

-Ani trochę.

-Że co?

-Nie uważasz, że to wszystko jest cholernie naciągane? Walka na śmierć i życie, o artefakt posiadający olbrzymią moc...swoją drogą, gdzieś czytałem coś podobnego...Tak więc
podsumowując: Jako że jesteś wytworem mojej świadomości, wykorzystałeś informacje zawarte w moim mózgu i stworzyłeś wyimaginowaną historię, która miała na celu poruszenie mojej ciekawości i wybawienie cię z opresji, w które wpadłeś i nie potrafisz sobie sam z nimi poradzić.

-...

-...

-...

-...no co?

-Dobry jesteś

-Myślałeś że masz doczynienia z debilem?

-Co najmniej...

-Jebany futrzak. Lepiej powiedz o co naprawdę ci chodzi, to wtedy się zastanowię czy faktycznie ci pomóc, czy trzasnąć w ciebie dwudziestokilowym młotkiem i patrzeć jak uciekasz równomiernie we wszystkich kierunkach.

-Twój dar przekonywania jest interesujący.

-Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi, ale nie odwracaj kota ogonem. Mów o co kaman!

-No więc, w skrócie to było tak, że w poprzedniej walce o Graala, zostałem...hmm, jakby to ująć, "wyłączony z gry"

-Zabili cię?

-Ale uciekłem...znaczy uciekłem, zanim padł ostateczny cios.

-Cykor

-Też byś uciekł, gdyby zaatakował cie dwudziestometrowy Teletubiś

-Chyba nie ten pedał?

-Właśnie ten

-Masz rację, też bym uciekł

-No właśnie. I dlatego że uciekłem, mój poprzedni władca został unicestwiony i spędza teraz spokojnie czas w "Przybytkach Rozkoszy"

-Czekaj, czy tak się czasem nie nazywa jeden szpital psychiatryczny?

-A co, byłeś tam? To się dzieje z niektórymi, którzy przegrywają walkę. Nacisk na psychikę bywa czasem zbyt duży i zwyczajnie wariują

-No toś mnie pocieszył

-W czym problem? Jeżeli będziesz wygrywał to nic ci się nie stanie

-Ciekawe. No ale nie widzę na razie problemu, prócz tej wycieczki twojego właściciela do zakładu dla czubków. Czego jeszcze mi nie powiedziałeś?

-No wiesz...uciekając zerwałem kontrakt z moim panem, a tym samym, skazałem się na wieczne gilanie w krainie sennych marzeń.

-Ty żartujesz? To ma być ta straszna kara?

-A dusiłeś się kiedyś ze śmiechu? To najgorsza kara jaka może cię trafić w krainie sennych marzeń. Wolałbym już Topienie we wrzącej marmoladzie w krainie koszmarów

-...

-No co?

-Wy wszyscy jesteście pojebani

-A czegoś się spodziewał, w świecie snu i fantazji? Jak chcesz realizmu, to zaraz mogę ci powycinać alfabet na klacie zardzewiałą żyletką

-A ty jak zwykle nerwowy. Powiem tak: Leję na twoją historię, na to co się z tobą stanie i na ten pojebany świat. Ale trzeba myśleć o przyszłości i jeżeli nie uda mi się zdobyć tego kielona, to przynajmniej będę miał mieszkanie i posiłki w "Przybytkach Rozkoszy". Tak więc powoli możesz mnie uważać za wkręconego w ten porąbany świat, ale się nie rozpędzaj. Jeżeli coś mi się nie spodoba, to osobiście utopię cię w marmoladzie i wrócę do mojego realnego świata, gdzie będę wpierdzielał słodkie i chodził do szkoły dla pojebusów.

-Dobra

-Szybko się zgodziłeś

-I tak poszło lepiej niż myślałem

-A co myślałeś?

-Nie pytaj, Mrozi krew w żyłach i miodek w uszach.

-Aha. No to teraz przejdźmy do walki...

-Nie teraz

-Jak to nie teraz? To kiedy?

-Jutro. Właśnie przed chwilą wstał nowy dzień.

-Ale jak to...ŁAAAAAAAAAAAA!
Ni stąd ni zowąd, otworzyła się pode mną czarna dziura. Leciałem w tej ciemności, zawieszony w mrokach niczym, robak na żyłce, gdy nagle pierdalnąłem o ziemię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty maximussolini

Autor
Naru




Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: sie biorą dzieci ?
Wto 19:18, 10 Sie 2010

Wiadomość
Z tego co pamiętam to kiedyś miliardy lat świetlnych temu mówiłeś że chciałeś stworzyć opowiadanie bez żadnych walk i innych dupereli Smile Ale mnie tam to nawet pasuje Smile

CHOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOMIK XD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Naru

Autor
maximussolini
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wto 23:41, 10 Sie 2010

Wiadomość
To były czasy, kiedy byłem młody i piękny 8P Zresztą historia potoczyła mi się, jak się potoczyła i diabli wiedzą co będzie dalej Cool

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty maximussolini

Autor
Naru




Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: sie biorą dzieci ?
Śro 10:18, 11 Sie 2010

Wiadomość
A to ja utknąłem z opowiadaniem bo mi kolektor znikł xD A oprócz tego brak wenyyy ...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Naru

Autor
maximussolini
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Śro 11:21, 11 Sie 2010

Wiadomość
Jak już coś, to koRektor Cool I bardziej straciłem wenę na robienie czegokolwiek, niż zniknąłem 8P

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty maximussolini

Autor
Naru




Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: sie biorą dzieci ?
Śro 11:59, 11 Sie 2010

Wiadomość
Nieee ... Ty byłeś koLektor >) Nie wiem czy swoje opo tu wstawiać Smile

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Naru

Autor
Jack
Junior Admin
Junior Admin



Dołączył: 03 Sie 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Śro 15:04, 11 Sie 2010

Wiadomość
Nieźle ;p Troche już przynajmniej rozjaśniłeś swoją fabułę i wiemy mniej wiecej o czym będzie dalsze opo ;p

A Ty Naru wstawiaj śmiało...lepiej już poznać czyjąś opinie niż kryć się z opowiadaniem w najmroczniejszych zakamarkach umysłu ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Jack

Autor
Naru




Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 696
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: sie biorą dzieci ?
Śro 15:16, 11 Sie 2010

Wiadomość
Parę rozdziałów mam napisanych ... Przecie nawet na HNS'ie było ...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Naru

Autor
ShikamaruDmx




Dołączył: 21 Sie 2010
Posty: 833
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: przylecą Ufoludki?
Śro 13:23, 01 Wrz 2010

Wiadomość
Nom. A co do opo maxiego to czytałem te wszystkie pierwsze rodziały. I naprawde niezłe 10/10 Wink

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty ShikamaruDmx

Odpowiedz do tematu Strona 1 z 1

Forum bsoai.fora.pl Strona GłównaHydepark / Wasza twórczość Powieść moja 8)
Obecny czas to Śro 16:42, 08 Sty 2025
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group - Glass˛ Created by DoubleJ(Jan Jaap)
Regulamin